Powrót


błądziłem po polach
pachnących kwiatami
wchłaniałem zapach snów
malowałem piękno marzeniami
niebo błękitniało
nad naszą miłością
białe orły siadały
na jej rękach

zabrzmiały strzały
grała muzyka kul
i krzyk
jej lepkich od krwi ust

czy lubiłem życie?
a może znienawidziłem?
teraz je kocham
u progu śmierci
tak jak kocham
jej sny

topnieją śniegi
idzie wiosna
odkrywa zagubiony
w krzakach malin grób

krzyczę bezgłośnie